„To już jest koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść.” Tak można by było rozpocząć relację z ostatniego dnia, bo piosenka Elektrycznych Gitar często automatycznie rozbrzmiewa w głowie przy okazji rożnych końców. Ale ten kultowy tekst jedynie w części oddaje rzeczywistość ostatniego dnia naszej pielgrzymki. Prawdziwe wydaje się być tylko stwierdzenie „to już jest koniec”. Reszta stanowi sprzeczność.
W lekkie rozbawienie wprowadza fragment „możemy iść” , bo my w końcu nie musimy już iść. Możemy siedzieć do woli, gdyż nie ma już nikogo, kto poderwie nas z karimat okrzykiem „Zielona wstajemy, zakładamy buty, za 2 minuty wychodzimy.” Możemy wsiąść w auta i jechać. Przyznaję jednak, że dziwnie było wracać z Częstochowy samochodem i podziwiać polskie łąki, pola i piękne krajobrazy zza szyby. Dziwnie było zamienić szutrową czy polną drogę na drogę szybkiego ruchu.
Najbardziej niezgodne z prawdą wydaje się jednak stwierdzenie: „nie ma już nic”. Po pielgrzymce jest tak wiele – i nie chodzi tu tylko o torbę pełną brudnych ubrań czy o liczne bąble i kontuzje, które przez jakiś czas nadal będą dawały się we znaki. Przede wszystkim jest wiele pięknych wspomnień, które na długo wypełnią myśli pielgrzymów. Jest też nadzieja, że te wszystkie intencje, błagania i dziękczynienia, niesione Matce całą drogę, Ona zaniesie teraz swojemu Synowi. Jest szereg nowych znajomości, przyjaźni. Jest mnóstwo przemyśleń, postanowień, wiele usłyszanych treści niekiedy zmieniających życie. Jest radość ze spotkania z Chrystusem, który przez minione dziesięć dni przychodził w Bracie i Siostrze, w codziennej Eucharystii, w otwartości goszczących nas gospodarzy. Jest opalenizna, jako pamiątka pielgrzymkowego słońca i pięknej pogody, która w tym roku wyjątkowo dopisała. Deszcz padał tylko nocami, rano się rozpogadzało. Jedynie dzisiaj nie przestał padać na czas. O 03:50, kiedy mieliśmy pobudkę, lał strumieniami i padał przez te całe kilkanaście kilometrów dzielące Jaskrów od Częstochowy. Na Jasną Górę doszliśmy przemoczeni. Jednak deszcz i zimno nie osłabiły naszego entuzjazmu. Cała Częstochowa słyszała, że Zielona dotarła do celu – dochodząc do Matki, śpiewaliśmy i wiwatowaliśmy. Mieliśmy zielone dzwonki do rowerów, którymi oznajmialiśmy swoje przybycie, a pod wałami nasi Porządkowi rozpalili zielone race. W ten sposób hucznie podziękowaliśmy ks. Adrianowi za jego czteroletnie prowadzenie Zielonej. Na dobre deszcz ustał dopiero w momencie, gdy wyszliśmy z Kaplicy Cudownego Obrazu.
Ks. Kamil, nasz nowy przewodnik, który dzisiaj po raz pierwszy prowadził Zieloną gromadę, komentując rano pogodę, powiedział, że to niebo płacze, że pielgrzymka już się kończy. To prawda! Dzisiaj na Jasnej Górze słońce mieszało się z deszczem, tak jak radość ze spotkania z Matką mieszała sie ze smutkiem, że to już koniec. Po wspólnej Mszy Świętej na jasnogórskich błoniach trzeba było się pożegnać z Zieloną i Zielonymi – ale tylko na rok. Jak na razie pozostaje nam realizować wezwanie naszych Przewodników, by być Zielonymi cały rok! Pamiętamy słowa z kończącej 39. WAPM Mszy, że pielgrzymka to dopiero początek, początek głoszenia Chrystusa w naszych domach i środowiskach. Wychodzi wiec na to, że i słowa „to już jest koniec” nie do końca odzwierciedlają rzeczywistość. Kończymy pielgrzymowanie do Częstochowy, wracamy do szarej rzeczywistości, która przecież też jest pielgrzymką, pragnąc nadać jej Zielonych barw – Zielonej radości, Zielonego entuzjazmu, Zielonej wiary i Zielonej energii.
Zdjęcia z ostatniego dnia do obejrzenia TUTAJ.